- Tanaki? - Usłyszałam głos Hitomi, wraz z jej krokami i szelestem liści. Nie
odwróciłam się ani nie dałam jej żadnego znaku, który oznaczał by że wiem że ona
stoi zaledwie dwa kroki ode mnie. Postanowiłam zignorować jej obecność i skupić
moje puste i bez życia oczy na przestrzeni przede mną.
Siedziałam oparta o drzewo na klifie który miał idealny widok na las który ciągnął
się w nieskończoność. Widziałam jak ptaki latają, ciesząc się wolnością i śpiewając
swoje melodie. Czasami im zazdrościłam. Ja też chciałam być wolna od ludzkich
problemow, chcąc tylko latać w nie kończące się niebo nie przejmując się nikim ani
niczym. Jednak szara rzeczywistość mi to uniemożliwiała. Musiałam zostać uziemiona
na ziemi, szukając odpowiedzi do pytań które kłębiły się w moim umyśle.
- Tanaki, wiem ze wolisz teraz być sama, ale musimy ruszać. Bądź przy obozie za
15 minut, okej? - Nie czekała, na odpowiedz. Odeszła, wiedząc że potrzebowałam
chwili dla siebie, a ona mnie rozumiała.
Byłam jej za to wdzięczna. Mimo iż ona też nie czuła się najlepiej z tym co się
stało wcześniej tego dnia, pozwoliła mi zgromadzić myśli. Pozwoliła mi wyżalić się
samej sobie. Jej słowa. Ostrzejsze niż moja katana. Przebiły moje serce. Sprawiły że
zaczęłam czuć, niewiarygodny ból. Ból przed którym uciekłam od dobrych dwunastu
lat. Ból który powrócił.
Ból którego nigdy się nie pozbędę.
- TANAKI! - Hitomi pisnęła biegnąc w moją stronę, używając całej swojej
prędkości. Zdziwiona zdążyłam tylko unieść brew do góry, zanim Hitomi wpadła
we mnie, wytracając mnie z równowagi i obie runęłyśmy na ziemie.
- Ugh, co ty wyprawiasz? - Jęknęłam, spychając ją z siebie, i turlając się w
bok żeby usiąść na kolanach. Hitomi również poszła w moje ślady ale jej twarz
była spanikowana i spocona. Widzialam jak jej oczy były szeroko otwarte a łzy
się w nich zbierały. Od razy wiedziałam że nie przynosi dobrych wiadomości.
- Hitomi! - Warknęłam, łapiąc ją za ramiona. - Co się stało? - Zdziwiłam się
słysząc że mój głos jest równie spanikowany co wyraz twarzy Hitomi. Ale tym
nie przejęłam się.
- Kaori, o-ona... - Hitomi wyjąkała, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
Jak tylko te słowa opuściły jej drgające usta, cały świat stanął w miejscu dla
mnie. Czułam się jakby moje serce pękało, jakbym zapomniała jak się oddycha.
- G-gdzie j-jest? - Wyszeptałam. Moje dłonie zaczęły się trząść, gdy tylko
puściłam ramiona Hitomi. Jej dłoń wskazała w stronę strumienia i nie czekając
na nic innego zaczęłam biec we wskazaną stronę.
Nad strumieniem, zastałam Aki'ego, który ledwo dysząc leżał na ziemi,
trzymając się za krwawiącą ranę, na torsie. Pot lśnił na jego twarzy, z bólu
oraz wysiłku żeby nie zemdleć. Kitsu, stała przy jego boku, warcząc w coś
czego nie dostrzegałam. Jej kły obnażone a sierść najeżona. Nie czekając ani
chwili dłużej upadłam na kolana przy Aki'm który przeniósł swoje ciemne
oczy w moją stronę.
- A-aki... - Wyjąkałam żałośnie. Aki posłał mi uśmiech. Słaby uśmiech, bez
życia. - Trzymaj się, zaraz cie opatrzę ... Nie trać przytomności, okej?
Przytaknął.
- Oh, co za słodka scena. - Usłyszałam głos zalany jadem. I wtedy dotarło
do mnie; Hitomi nie krzyczała o Aki'ego a o Kaori. Przygryzając dolną wargę,
obróciła się patrząc na obiekt na który warczała Kitsu.
Zostałam powitana przez złowieszczy uśmiech Kaori, i niebieskie pioruny
wokół jej dłoni. W jej oczach, płomyk nienawiści płonął, rozjaśniając błękitne
tęczówki Kaori. - K-kaori?
- Tak? To ja. - Kaori zarechotała. To nie była Kaori którą znałam.
- Co... ci się stało? Co ty wyprawiasz?
- To ja powinnam ci zadać to pytanie. Dlaczego jesteśmy w Fiore?
Nie powinnyśmy być czasem w naszej ojczyźnie? Walczyć o wolność?!
Zapomniałaś już?! Wszyscy czekają na nas!
Wiedziałam.
- Na to jest już za późno... - Wyszeptałam.
- TY tak uważasz! Jesteś idiotką! Jak możesz być taka głupia?! Dwanaście
lat zmarnowałam z tobą!
Coś zakuło. Jej słowa bolały.
- Nie będę z wami marnować więcej czasu. - Warknęła, odwracając się. - A
jeśli będziecie próbować się do mnie zbliżyć, potraktuje was gorzej niż Aki'ego.
Ona odchodziła.
A ja jej nie zatrzymałam.
Otarłam łzy, rękawem swojej poszarpanej i spoconej bluzy wstając i zaciągając
nosem. Nie miałam czasu na takie bzdety. Musiałam wziąć się w garść dla Aki'ego.
Aki.
Dlaczego Kaori zaatakowała właśnie jego?
Przecież on jej nic nie zrobił.
Przeklinając pod nosem, ruszyłam w stronę obozu, gdzie w jednym z namiotów
leżał Aki. Weszłam do środka, na czworaka, i przyciągnęłam swoje kolana pod brodę
przy jego boku. Po drodze minęłam zdołowaną Hitomi oraz Kitsu ale obydwie mnie
zignorowały. Siedząc przy Aki'm czułam się jak szmaciana lalka, która nic nie potrafi.
Czułam się bezużyteczna.
Jego tors był beznadziejnie zwinięty białym bandażem, który przybrał różowy
odcień przez krew która próbowała się wydostać na zewnątrz. Pot ozdobił całe jego
ciało a ja wiedziałam że on tak nie przeżyje. Przygryzłam dolną wargę, kładąc swoją
dłoń na jego policzku, i masując go delikatnie swoim kciukiem.
- Nie pozwolę ci zginać.